Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 kwietnia 2012

IV rozdział (część 1)

Poranek był ciepły, pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny były coraz bardziej zauważalne, spod znikającego powoli śniegu wystawały połacie trawy a z głębi lasu dochodził hałas wesoło buszujących w krzakach wiewiórek. Przyjaciele jechali powoli, specjalnie wyruszyli ze sporym zapasem czasu by jechać spokojnie o dotarcie do stolicy. Jednak zamiast wesoło gawędzić śmiać się i dowcipkować byli niezwykle cicho, jakby zamyśleni. Azdur czuł w gardle dziwny ucisk, dopiero teraz tak naprawdę zdał sobie sprawę z tego jak bliska stała się dla niego wioska i jej mieszkańcy. Było to naprawdę pierwsze miejsce które mógł nazwać domem. Wychowywany przez elfów, nie miał tam poczucia przynależności. Oczywiście jego wychowawcy nigdy nie dawali mu odczuć jego inności, lecz spacerując tam jako dziecko nie mógł uniknąć bycia nazwanym krasnoludzkim śmieciem i tym podobnym. Potem trafił do koszar, tam liczył na dobre przyjęcie, miał mieszkać ze swoimi, synami gór. Jednak czekała go przykra niespodzianka, nie pozwolono mu zapomnieć o jego wychowaniu. Walczył z obelgami za pomocą pięści, lecz ile szczęk nie połamał, zawsze znalazł się ktoś szepczący o nim za plecami. Szybko pojął bezcelowość takiej walki, więc zmienił strategie. Postanowił pokazać swą wartość po krasnoludzku, na arenie, szybko zajął miejsce w czołówce swego rocznika zwanego żuczkami. Każdy rocznik dostawał pseudonim, nauczyciele nazwali ich żuczkami, bo podobno pierwszego dnia świecili się od bogactw jak pancerzyki owadów. Nie było różnicy czym walczono: Topory, młoty, piki czy pięści. Azdur miażdżył wszystkich, nawet opuszczających już koszary rekrutów z wyższych roczników. Raz nawet powalił samego Idira, który zajmował się szkoleniem ich w walce toporem. Oczywiście rozwścieczony instruktor w następnym starciu stłukł ucznia tak, że ten ledwo wstał następnego dnia, został nazywany przez znajomych pogromcą Idira. Jak widać Azdur dzięki umiejętnościom i hartowi ducha dał radę pokonać swe przezwisko i wywalczyć szacunek, nikt nie szeptał już za jego plecami, a jeżeli tak to tylko z podziwem.
W koszarach spotkało go coś jeszcze, poznał Khezana, którego teraz traktuje jak brata. Przyjaciel też nie znał rodziców, Mageli i Kuzdara. Zginęli oni podczas podróży przez lasy Kulmaru, zaatakowani przez szajkę bandytów. Bandyci drogo zapłacili za tę zuchwałość, małżeństwo zabrało ze sobą w zaświaty ośmioro złoczyńców. Mimo tego jak majętni byli, zawsze w ciągu dnia znajdowali czas na trening, nie złamał ich dobrobyt. Kuzdar zanim padł przyjął dwanaście pchnięć piką, własną piersią osłaniał swą ukochana. Gdy umierali, padli sobie w ramiona i patrzyli w oczy. Nie ogarniał ich lęk i smutek, patrzyli w oczy pełne miłości, wiedząc, że sama śmierć jest zbyt słaba by ich rozłączyć.
Wszystkie żuczki spały w jednej wielkiej hali, jednoosobową izbę uważano za zbędny luksus dla uczniów, armia ma być jednością, a co zbliża bardziej niż wielka zimna i śmierdząca potem oraz cebulą sala? Azdur i Khezan leżeli obok tocząc wiele rozmów. Młodzi bardzo szybko się zaprzyjaźnili, po krótkim czasie byli niemal nierozłaczni. Podczas treningu walk i nauki a nawet gdy wymykali się z koszar na zabawy, zdarzało się im nawet przerżnąć tę samą kobietę, nieraz nawet w tym samym czasie... Przyjaciele uzupełniali się, Azdur przodował na polu, Khezan jednak wśród ksiąg. Rekruci uczyli się głównie historii, władca uważał, że żołnierz musi wiedzieć o co i za kogo walczy, a wiedza o tym co już było pomoże w tym najlepiej. Wychowaywany przez elfów Azdi (zwany tak czasem przez przyjaciela) nie miał szans czytania jako dzieciak. Elfy co prawda uczyły go języka i ich kultury lecz dopuszczanie go do ksiąg uważały za przesadę. Khezan po śmierci rodziców wychowywał się na wiejskiej posiadłości jego dziadków. Młodzieniec nie miał tam wiele do roboty, nie pociągała go praca w polu a towarzystwa w swoim wieku nie było tam wcale. Pewnego dnia gdy niesforny krasnoludek biegał po domu trafił na dziadka siedzącego w czytelni, książki były wielką pasją tego krasnoluda. Nie myśląc wiele Khezan chwycił pierwszy tom który wpadł mu w rękę. Był to „Systemy bitewne” autorstwa Marcela Kotmera, wybitnego stratega. W księdze opisywane były różne strategie, typy wojsk oraz częste wykonywana przez dowódców fortele. Podrostka zauroczyły wspaniałe ilustracje. Byli tam wojownicy w wyposażeniu, wielkie ikony bitew oraz plany ataków przedstawione w wspaniały sposób. Dziadek był zachwycony zainteresowaniem krasnoluda, szybko więc zaczął uczyć go czytać. Stary krasnolud był zszokowany tempem nauki wnuka, ten już po tygodniu potrafił czytać co prostsze księgi a po miesiącu łapał już każdą księgę. Jego ulubioną historią były dzieje Sindaghry oraz przyszłe losy twórców miecza, dzieła dwu kultur. Oprócz tego zaczytywał się w historiach wojennych, na pamięć znał przebiegi wielkich bitew takich jak np. Cofnięcie VI oddziału skalniaków przez rzekę Ilda. Nie czytał tempo, potrafił wytykać błędy dowódców oraz przedstawiać swoje plany, na które szkolni instruktorzy patrzyli z szacunkiem. Przewidywano mu przyszłość jako dowódca armii, Khezan jednak zdecydował wyruszyć po szkoleniu wraz z przyjacielem.

-----------------------------------

Część pierwsza, jeszcze przed masą poprawek, dodaję bo szykuje się długi czas poza domem. 
Pozdrawiam :)

1 komentarz:

  1. No nareszcie! Czekam z niecierpliwością na więcej!

    ~Fan

    OdpowiedzUsuń